Kultura Newsy

Warszawa ostateczna

Blisko 200 fotografii Marca Atkinsa, 21 krótkich tekstów Tadeusza Pióry i Andrzeja Sosnowskiego (wierszem i prozą). Fotografie powstały podczas kilku wizyt angielskiego artysty, teksty jego warszawskich przewodników po części napisano specjalnie do książki, po części wzięto z ich dawniejszych wydawnictw solowych. Atkins dał się już poznać jako ekspert od miejskich przestrzeni (głośny był jego album o Londynie „Liquid City” z tekstem Iaina Sinclaira), Pióro i Sosnowski praktykują Warszawę od lat. 
Co widać w książce? Prawie wszystko. Bloki i ludzi, kamienice, neony i bramy. A także, jak pisze we wstępie AS, „ogródki, forty, elektrownie, tunele, estakady, dworce (…), chodniki, trawniki, jezdnie, błota, chmury i dźwigi”. Miejsca centralne i kompletnie peryferyjne, kadry eksperymentalne i pocztówkowe. Przygodowy, kapryśny rytm tekstu i obrazu. Namiętne powtórzenia niektórych tematów i arbitralne pominięcia.
Widać, że fotografie i słowa traktują się nawzajem z sympatią; ani opisy zdjęć, ani ilustrowanie tekstu nie wchodzą w rachubę. Nie przeszkadza to zastanawiać się, czy opisywany przez Piórę lokalny potok to ten właśnie ciek wodny, który sfotografował Atkins. Albo odnajdywać dalekie echo zdjęcia z nieistniejącego już baru Santos w wierszu Sosnowskiego, w którym pojawia się Wertumnus, rzymski bóg wszelkiej zmiany. „Dziwna i ciemna książka? Możliwe” – ostrzega na wstępie AS. „Doszukiwanie się rzeczywistości w fikcji to zabawa dla młodzieży” – orzeka w ostatnim zdaniu albumu TP. Jeśli przewodnik, niech będzie zwodniczy. Jeśli miejska encyklopedia, to niepełna, niesolenna, anarchiczna, żarliwa. „Warszawa” (jak – bardzo dalekie echo – „Zły” Leopolda Tyrmanda) oddaje swemu miastu sprawiedliwość. I chyba nie tylko jemu. Ogrom materiału zdjęciowego i enigmatyczność słów odwzorowują podstawowe doświadczenie każdej metropolii. Ogrom i obcość skłaniają, by się pośród nich włóczyć, gubić i oswajać miejsca, które często już wkrótce zmienią się nie do poznania. Fotografie Atkinsa nie są obarczone tytułami, brak też informacji, w którym punkcie miasta powstały. Trudno jednak nie zwrócić uwagi, że mamy w książce niezliczone detale, szyldy, neony, tablice informacyjne, napisy na murach, które aż się proszą, by dzięki nim prześledzić szlak trójki autorów. Przypadek? Nie sądzę. Idealną lekturą „Warszawy” (Warszawy?) byłoby odnalezienie miejsc pomieszczonych w książce i ponowne zrobienie im zdjęć. Wyobraź sobie tylko, Czytelniczko, te same ujęcia innym aparatem, z innej ręki, w innym towarzystwie. Ale któż zadałby sobie tyle bezinteresownego trudu? „Warszawa” Atkinsa, Pióry i Sosnowskiego jest więc ostatnia i ostateczna. Także dlatego, że autorzy nie raz zaglądali na cmentarze i do barów. Także do sławnej Amatorskiej, czyli – jak mawiają niektórzy bywalcy – na Powązki. I tak to jest. To do zobaczenia. W Warszawie.

Marcin Sendecki/ Przekrój

Marc Atkins, Tadeusz Pióro, Andrzej Sosnowski „Warszawa”,
WIG-Press, Warszawa 2005

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz